Było to tak, że zbliżały się urodziny T. Byliśmy zmęczeni miastem i zachciało nam się uciec na kilka dni, w miejsce gdzie długie rozmowy nie będą przerywane dźwiękiem telefonu, nie będzie jedzenia na telefon, szumu samochodów, a stos papierów na biurku nie będzie przypominał o zaległej pracy. Spakowaliśmy ciepłe polary, mnóstwo jedzenia i psa. Na samym końcu polski (blisko trójstyku granic) znaleźliśmy małą, cichą, jakby zapomnianą Przełomkę, którą od świata odciął gruby płaszcz mgły. Tego nam było trzeba.